Nieodmiennie zaskakuje też budową ciała
i fenomenalnymi cechami przystosowawczymi.
W akwarium praktycznie się nie rozmnaża, ale rekompensuje to swojemu właścicielowi długim żywotem, przyjaznym usposobieniem i bardzo dziwnym, niekonwencjonalnym zachowaniem. Żyje
w żwawo przemieszczających się stadach, tworząc dynamiczne układy choreograficzne, które niejednemu z nas przypominają artystyczną dyscyplinę olimpijską: pływanie synchroniczne. Szokujący, a przynajmniej przyprawiający o palpitacje serca wydaje się sposób, w jaki ryba ta relaksuje się
i odpoczywa. „Czy nasza bocja jest zdrowa? I czy na pewno żyć będzie?” – zapytała raz z przerażeniem
w głosie moja żona, kiedy dostrzegła, że jedna
z naszych podopiecznych kładzie się na boku
i zasypia...
Azja znaczy ojczyzna – bocja znaczy królowa
Bocja wspaniała z powodzeniem może uchodzić za królową wartko płynących rzek i strumieni Azji. Zdumiewająco długowieczna – niektóre źródła podają, że dożywa ponad 50 lat! – występuje na Borneo i Sumatrze, zasiedlając zarówno piaszczyste potoki, jak i rozleglejsze rzeczki o mulistym podłożu. Z uwagi na zamieszkiwanie dwu wysp Archipelagu Malajskiego, które są przedzielone słonymi wodami Morza Jawajskiego, spotykana jest w dwóch wyjściowych odmianach kolorystycznych, różniących się między sobą pigmentacją płetw brzusznych. Bocje z Borneo mają płetwy czarniawe z czerwonym rantem, podczas gdy ryby zasiedlające cieki wodne Sumatry posiadają owe płetwy jednolicie czerwone (tzw. czerwień strażacka). Notabene ryby spotykane
w polskich akwariach są najczęściej potomkami autochtonów z Borneo. U obydwu zaś populacji na intensywnie żółtym, graniczącym z odcieniem pomarańczy tle widnieją trzy smoliście czarne szerokie pasy, które zwężają się ku dołowi. Jednak i tu notuje się pewne odstępstwa od normy: zdarzają się np. bocje posiadające na jednym boku nie trzy, a dwa pasy. A u odmiany „klown” pręgi przechodzą w nieregularne plamy, zazwyczaj niesymetrycznie rozmieszczone po obu stronach ciała. Sama szerokość pasów jest poza tym zmienna u poszczególnych osobników, a nasycenie kolorów matowieje i szarzeje lub intensyfikuje się w zależności od nastroju. Co więcej, rysunek na skórze
i barwa ryby mogą ulec modyfikacji wraz ze zmianą proporcji ciała – co przychodzi, jak u człowieka, z wiekiem...
Początkowo ciało jest jednak u wszystkich osobników cylindrycznie wydłużone, lekko wygrzbiecone
i kapitalnie umięśnione. Jego część spodnia jest zaś niemal idealnie płaska. Dzięki temu ryby mogą nie tylko wcisnąć się do każdej bez mała podwodnej dziupli, ale i długo odpoczywać i czatować na dnie. O przystosowaniu do buszowania w dolnych strefach wody, czyli o predestynowaniu do przydennego trybu życia świadczy nawet skierowany w dół pyszczek, który wyglądem przywodzi na myśl ryjek ziemno-wodnych gryzoni. Jest on zaopatrzony w cztery pary mięsistych wąsików czuciowych. Pod okiem znajduje się też kolec, który – odchylany wraz z pokrywą skrzelową – zarówno okazuje się skuteczną bronią podczas ataku napastnika, jak i stanowi rodzaj bufora chroniącego oko w trakcie rycia w podłożu. Ale uwaga: szamocząca się bocja, kiedy próbujemy ją wziąć do ręki, może nas tym szpicem boleśnie zranić. A już prawie na pewno wplącze się nim w zbyt małe oczka siatki do ryb. Kolec potrafi stać się także przyczyną małej tragedii podczas transportu, albowiem zbyt cienkie worki foliowe mogą zostać przez niego stosunkowo łatwo przedziurawione.
Z tego powodu zaleca się przenoszenie ryb jedynie w obszernych, grubych i atestowanych torebkach z tworzywa sztucznego – i to najlepiej zapakowane pojedynczo.
Woda oznacza życie – ciepło oznacza zdrowie
Jakkolwiek Chromobotia macracanthus bywa spotykana w wodach bardzo miękkich (miewających mniej więcej 5°dGH) o odczynie wyraźnie kwaśnym (pH 5,0), to preferuje raczej miejsca, gdzie parametry chemiczne wody stabilizują się na poziomie od 8 do 10 stopni twardości ogólnej
i oscylują w granicach odczynu delikatnie kwaśnego lub obojętnego, czyli pH 6,5-7,2. I chociaż możliwy jest chów tej ryby w zbiornikach ogólnych wspólnie z gatunkami pochodzącymi z czarnych wód lasów deszczowych – a więc w cieczy nieco mętnej, „herbacianej”, gdzie garbniki i związki humusowe uwalniają się z torfu lub ze złożonych na dnie liści migdałecznika morskiego – to jednak zdecydowanie lepiej C. macracanthus czuje się w wodzie krystalicznie czystej o bardzo wysokim współczynniku przezroczystości. Bocja wspaniała nie toleruje przy tym zarówno wody „starej”, jak
i surowej, chlorowanej. A co za tym idzie, nie powinno się jej skazywać na egzystencję
w zbiornikach, gdzie pogarszanie się jakości wody nie podlega monitorowaniu (choćby za pomocą testów paskowych czy kropelkowych) i tyleż systematycznej, co skutecznej poprawie. Pomysłem najgorszym z możliwych wydaje się także wprowadzenie stada tych ryb do zbiornika dopiero co założonego i jeszcze nie w pełni dojrzałego.
Aby zapewnić odpowiadające im warunki hydrologiczne, należy natomiast, po pierwsze, dokonywać cyklicznych, najlepiej cotygodniowych podmian wody w ilości dochodzącej nawet do 30% realnej zawartości zbiornika. Woda musi być odstała i odpowiednio uzdatniona (pozbawiona soli metali ciężkich), a przede wszystkim nie powinna zbytnio odbiegać parametrami fizykochemicznymi od cieczy, w której aktualnie pływają ryby. Po drugie, należy zamontować przy zbiorniku nader wydajny filtr kanistrowy, którego przeznaczeniem będzie li tylko filtracja biologiczna. Po trzecie wreszcie, warto wydzielić w akwarium miejsce o silniejszym prądzie wody. Idealnym pomysłem będzie skierowanie wylotu dodatkowo zamontowanego filtra wewnętrznego lub głowicy typu powerhead wzdłuż jednej ze ścian zbiornika.
Bocja jest stosunkowo tolerancyjna wobec szerokiego wachlarza temperatury: może być trzymana
w zakresie ciepła od 23 do 28°C. Nie znosi jednak nagłych wahań i spadku temperatury poniżej 22°C. Trzeba przy tym pamiętać, że wszystkie bocje należą do ryb bezłuskich, co notabene dziwi początkujących akwarystów („Ryba bez łusek? To niemożliwe!” – kręcą z niedowierzaniem głowami). Ich naga i delikatna skóra jest szczególnie podatna zarówno na otarcia czy zranienia, jak i na inwazje wszelkich pasożytów zewnętrznych. W związku z tym wcale nierzadko zdarza się im zapaść na ichtioftiriozę, czyli popularną chorobę akwariową, zwaną ospą rybią, która – niczym plaga – nawiedza czasem zbiorniki początkujących akwarystów. Pojawieniu się ospy, do której nieodłącznych symptomów należą: biaława wysypka na skórze, kołyszące ruchy ciała, utrata apetytu i ocieranie się o przedmioty, można jednak zapobiec. Należy po prostu utrzymywać temperaturę na niezmiennym poziomie ok. 25°C (w dużym akwarium powinno się używać dwóch zamocowanych na przeciwległych ścianach zbiornika grzałek z termostatem). Jako że ryby żyją
w środowisku wód płynących, wodę w akwarium trzeba nie tylko solidnie filtrować, ale też napowietrzać (kurtyna napowietrzająca będzie jednak zbędna, jeśli – oprócz filtra biologicznego – zastosujemy dużą głowicę typu powerhead). Pokarm, zwłaszcza żywy i mrożony, musi zaś pochodzić ze sprawdzonego źródła. Zresztą sama choroba, jeśli zostanie wykryta we wczesnym stadium, jest całkowicie wyleczalna. Zwykle skuteczne okazuje się już standardowe podniesienie temperatury wody do ok. 30-32°C (na trzy-cztery dni) i zintensyfikowanie natleniania. W cięższych przypadkach można podać sól akwarystyczną (w proporcji: 1 łyżeczka na 5 litrów wody) albo zastosować preparaty renomowanych firm, przygotowywane na bazie błękitu metylenowego lub zieleni malachitowej. Ale wspomniany wyżej brak zabezpieczenia skóry w postaci dachówkowato ułożonych łusek sprawia, że bocje mają mniejszą niż większość popularnych ryb hodowanych w akwariach odporność na wszelkie silne medykamenty i inwazyjne środki chemiczne. Źle znoszą podawanie środków typu „FMC” (z dodatkiem formaldehydu), które, polecane przez sprzedawców jako panaceum, owszem, mają szerokie spektrum działania i ospę zwalczą, ale przy okazji na tyle osłabią ryby, że staną się one łupem dużo groźniejszych bakterii, wirusów i grzybów. Ogólna zasada jest zresztą taka, by w trakcie kuracji zmniejszyć dawkę każdego aplikowanego leku przynajmniej o 1/3 względem ilości zwyczajowo przepisywanej przez producenta.
Czasami występuje u bocji oodinioza, choroba o nielekkim przebiegu, zwana niekiedy w akwarium słodkowodnym „aksamitką” lub chorobą welwetową, którą wywołują wiciowce roślinne z grupy Piscinoodinium. Objawia się ona m.in. specyficznie aksamitnym nalotem na skórze. W przypadku pojawienia się tej choroby zainfekowane osobniki należy bezzwłocznie wyłowić i poddać leczeniu
w oddzielnym zbiorniku kwarantannowym. W owym akwarium-izolatce trzeba od razu podnieść temperaturę, wzmóc oświetlenie i zastosować lecznicze preparaty akwarystyczne.
Komfort w szklanym domu
Prawidłowo i intensywnie karmione ryby rosną szybko, w ciągu mniej więcej 3 lat osiągając 12-13 centymetrów długości. Potem jednak tempo wzrostu wyraźnie spada. Zamiast wzdłuż, zaczynają olbrzymieć głównie wszerz: tak oto smukła w maleńkości bocja przeistacza się stopniowo w zwierza grubego i opasłego. Niektórzy hobbyści zakochują się dopiero
w takich, budzących respekt, okazach.
Część źródeł sugeruje możliwość podchowywania najpierw młodych
i niedorosłych osobników w swoistym „przedszkolu”, czyli zbiorniku np. 50- lub 60-litrowym. Osobiście tego nie polecam. Po pierwsze, czterocentymetrowe podrostki umieszczone od razu w akwarium docelowym unikną niepotrzebnego stresu związanego z późniejszą przeprowadzką
i zmianą środowiska, a co za tym idzie – nie będą musiały w nowym otoczeniu na powrót się ośmielać i przełamywać wrodzonej płochliwości (przy okazji zminimalizuje się ryzyko wystąpienia u nich chorób). Po drugie zaś, nie zostaną
w punkcie startu skazane na karłowacenie. Niestety, zdarzało mi się widzieć te piękne ryby bezmyślnie kupowane dzieciom przez niedouczonych rodziców i więzione potem w akwariach 25-litrowych, co może być uznane już tylko za przejaw okrucieństwa wobec zwierząt. Trzeba zdać sobie sprawę z jednego: w akwariach bocja miewa wprawdzie skromniejsze rozmiary niż w swoim środowisku naturalnym, ale i tak hodowana w dobrych warunkach dorasta czasami do 18-20 cm długości (a niekiedy nawet do 27-29 cm!). W naturze zaś z powodzeniem przekracza 30 cm długości. Ba, niektóre źródła podają, że widziano osobniki ponad 40-centymetrowe! Tak dużym
i silnym rybom, które kilkoma ruchami solidnego ogona potrafią się błyskawicznie rozpędzić, wypada zapewnić odpowiednio obszerne lokum. Zbiornik o długości 150 cm i szeroki na 50-60 cm jest wtedy absolutnym minimum.
Oświetlenie powinno być niezbyt jasne lub rozproszone, co można łatwo sprokurować, wydzielając strefy półcienia za pomocą rozłożystych liści żabienic i zwartek albo wykorzystując do tego celu rośliny pływające, takie jak pistia. Ciekawym pomysłem jest zastosowanie w akwarium błękitnego oświetlenia nocnego („księżycowego”), które pozwoli podpatrywać nasze podopieczne w okresie ich wzmożonej aktywności, czyli po zmroku.
W roli podłoża najlepiej sprawdzi się miękki piasek rzeczny. Jeżeli nie chcemy, żeby żerujące ryby – w pogoni za smakowitym i polegującym na dnie jadłem – wzbudzały fontanny piasku, możemy jako substratu użyć żwiru o bardzo drobnej frakcji (ok. 2-3 mm). Jego ziarna muszą być jednak wyzbyte ostrych krawędzi – inaczej mogą zostać uszkodzone delikatne wąsiki ryb.
Od strony frontowej bocja wspaniała powinna mieć zapewnioną wolną przestrzeń do swobodnego pływania. Poza tym – jak wszyscy przedstawiciele rodziny Bottidae – uwielbia urozmaiconą powierzchnię dna i kryjówki utworzone z zanurzonych pni, otoczaków i pędów roślin oraz pogrążonych w odmętach kłód i korzeni. W akwarium należy ten dziki biotop podwodnej dżungli – choćby w niedoskonały sposób – odtworzyć. Użyć można w tym celu drewna z torfowisk, lignitów, zatapialnych, lecz pozbawionych kolców konarów, korzeni mopani, owalnych kamieni, fragmentów doniczek oraz łupin orzecha kokosowego, a także jaskiń i grot wykonanych z nietoksycznych tworzyw sztucznych i żywic samoutwardzalnych, niewchodzących w reakcje chemiczne z otoczeniem. Część hobbystów radzi jak ognia unikać wszelkich rurek (PCV, ceramicznych itd.), albowiem istnieje ryzyko zaklinowania się zwierząt w ich czeluściach.
Aby zapewnić rybom dodatkowy komfort – zbiornik powinno się miejscami gęsto obsadzić roślinnością zieloną. Z uwagi na to, że bocje wnikliwie penetrują podłoże – a kiedy są głodne, to
w poszukiwaniu mięczaków i skorupiaków myszkują nieraz z takim zawzięciem i uporem, że każda piędź ziemi zostaje w ciągu doby przynajmniej kilkakrotnie spenetrowana – zdecydowanie odradza się sadzenia delikatnych roślin pierzastych, a nade wszystko typowych roślin pierwszego planu, takich jak glossostigma, hemiantus niski czy ponikło drobne, czyli wszelkich gatunków hołubionych przez akwarystów „holenderskich”. Również cieszące się dużą popularnością mchy i wątrobowce szybko zakończą swój niegodny pozazdroszczenia żywot w zbiorniku opanowanym przez bocje. Albowiem ciągłe naruszanie ich struktury, okopywanie piaskiem, wzruszanie wokół nich podłoża,
a wreszcie i cykliczne podgryzanie plechy może stać się jedną z ulubionych form aktywności tych zwierząt. Doskonale natomiast sprawdzą się gatunki trwałe i wytrzymałe: nurzańce, anubiasy, mikrozoria, zwartki, żabienice i krynie tajlandzkie. Należy wszakże pamiętać, że bocje to ryby wszystkożerne i flora stanowi jeden ze składników ich naturalnego pożywienia. W moim kilkusetlitrowym zbiorniku, mimo regularnego uzupełniania menu o komponenty pochodzenia roślinnego (dokarmiałem ryby m.in. spiruliną), wyrośnięte bocje z wyraźnym apetytem wycinały sobie charakterystyczne półksiężyce w stosunkowo sztywnych liściach zwartek pontederolistnych (Cryptocoryne pontederiifolia) – gatunku pochodzącego notabene z Sumatry.
Słaba płeć?
Bocja to ryba stadna, wykształcająca silne więzi społeczne. Najzwyczajniej w świecie źle się czuje, kiedy przetrzymywana jest pojedynczo. Łatwo ulega wtedy sytuacjom stresowym i ani nie ujawnia pełnej krasy swego ubarwienia, ani właściwych sobie zachowań. Staje się wówczas na przemian agresywna i osowiała. Stany apatii się przedłużają, ryba coraz częściej przebywa w ukryciu, choruje, marnieje w oczach, a w końcu – pada. Prawdziwe piękno ujawnia dopiero, egzystując w grupie kilku czy kilkunastu osobników własnego gatunku. Współcześnie za minimalną dopuszczalną liczbę bocji w akwarium uznaje się trzymanie pięciu sztuk (im więcej – tym oczywiście lepiej). Ale już w takim zaledwie stadku bocja przeobraża się niemal natychmiast w rybę łagodnie usposobioną, a nawet przyjazną i towarzyską. I – jako bezkonfliktowa z reguły współlokatorka odpowiednio dużych akwariów ogólnych – może być trzymana nie tylko z piskorzowatymi, lecz nawet z gatunkami zupełnie ze sobą niespokrewnionymi – i to znacznie mniejszymi od siebie, np. średniej wielkości żyworódkami. Najlepiej nadaje się wszakże do akwariów odtwarzających biotop indonezyjskiej rzeki, za towarzyszy mając brzanki, danio i pozostałe żwawe karpiowate (Cyprinidae). Z innymi przedstawicielami podrodziny Botiinae lubi wspólnie i systematycznie przeczesywać podłoże. Natomiast wewnątrz własnego gatunku tworzy z czasem „inteligentne” struktury zhierarchizowane: po delikatnych szturchnięciach w bok ciała, a czasem po podgryzaniu i podszczypywaniu, widać, który osobnik dominuje. Gonitwom, przepychaniu się, napieraniu na siebie, zderzaniu i ocieraniu wzajem o sąsiadkę lub sąsiada nie ma wówczas końca. Niektórzy obserwatorzy są przekonani, że
w rolę dominanta w grupie, czyli osobnika alfa, wciela się z reguły najokazalsza samica.
Przy czym dymorfizm płciowy jest u tego gatunku tak słabo zaznaczony, że tylko profesjonalista-ichtiolog (i to nie zawsze) jest w stanie orzec, czy dany egzemplarz jest samcem, czy samicą. Przyjmuje się wprawdzie autorytatywnie, że dorosłe samce mają zwykle wyraźniejsze i głębsze od swych partnerek wcięcie w płetwie ogonowej i są silniej wygrzbiecone, ale dystynkcja ta okazuje się w praktyce mocno zawodna.
A co zrobić z sensacyjnymi, tu i ówdzie pojawiającymi się doniesieniami o planowym i udanym rozmnożeniu bocji w akwarium? Otóż można te historie spokojnie między bajki włożyć lub określić je jako tzw. dziennikarskie kaczki. Opisu składania ikry, wylęgu larw i podchowu młodych nie znajdziemy przecież w żadnym szanującym się poradniku hodowlanym, gdyż bocje w celu odbycia tarła wpływają w górne odcinki rzek o bystrzejszym nurcie, a potem wędrują z powrotem. Odbywają więc tzw. wędrówki tarłowe, które rozpoczynają się wraz z nadejściem w Indonezji pory deszczowej.
I nic dziwnego, że nie udaje się tych ryb rozmnożyć ani w warunkach domowych, ani w tradycyjnych halach hodowlanych – poza naprawdę okazjonalnymi i sporadycznymi przypadkami. Egzemplarze pływające w akwariach Europy, będące pierwotnie potomkami ryb odłowionych w naturze, dziś pochodzą już prawie wyłącznie z przemysłowych hodowli, w których ryby rozmnażane są dzięki sztucznej stymulacji hormonalnej. Metodę tę stosowali dawniej Rosjanie, dziś powszechna jest na fermach tajlandzkich, znają ją nasi bracia Czesi...
Kuchnia mięsna – kuchnia wegetariańska
Bocje są ciekawskie i wszędobylskie. Nic nie jest w stanie ujść ich uwagi – czy będzie to świeżo złożona ikra innych ryb, czy krewetki karłowate, czy wreszcie najrozmaitsze gatunki ślimaków. Ich nieposkromiony apetyt i brak jakiekolwiek umiarkowania w jedzeniu można porównać chyba tylko
z żarłocznością pielęgnic afrykańskich i amerykańskich. Na żer wypływają często o zmroku i wtedy przystępują do „arystokratycznej” uczty, złożonej głównie ze ślimaków, które nadzwyczaj umiejętnie
i zgrabnie wysysają ze skorupek. Jedzeniu towarzyszą niekiedy charakterystyczne dźwięki (tzw. kląskanie), dobrze słyszalne nawet przez szczelnie zamknięty zestaw akwariowy. Przypominają one ludzkie chrapanie, jeżowe mlaśnięcia, bociani klekot, a według innych – regularny chrobot, terkot lub chrumkanie. Te zadziwiające i niespotykane odgłosy emitowane są również w sytuacji zagrożenia lub w trakcie zabawy, kiedy akurat bocje są zadowolone i podekscytowane.
Niektórzy hodowcy specjalnie dla nich zakładają odrębne zbiorniki „paszowe” – tzw. ślimaczaria, by co jakiś czas dokarmiać swoje podopieczne ślimaczymi specjałami. Inni zaś kupują bocje wspaniałe w celu oczyszczenia swych akwariów z plagi mięczaków. I w myśl hasła: „drżyjcie zatoczki i rozdętki!”, ryby – używane teraz jako „lotna brygada sanitarna” – są wpuszczane do kolejnych zbiorników, opanowanych przez rozmnażające się w zastraszającym tempie mięczaki. Jednak ich wrodzona płochliwość i reagowanie stresem na każde nowe warunki bytowe stają w sprzeczności z tak instrumentalnym potraktowaniem i użyciem ich jako „nieustraszonych pogromców ślimaków”.
Ponad wszystko należy jednak pamiętać, że bocje to ryby wszystkożerne. Absolutnie nie wolno ich traktować jak typowych „odkurzaczy” i czyścicieli dna, zadowalających się byle czym. Urozmaicona
i dobrze zbilansowana dieta musi zawierać składniki pochodzenia zwierzęcego (w przeważającej mierze) i roślinnego. W menu nie powinno zabraknąć żywych i mrożonych skorupiaków (dafnii
i artemii oraz – w przypadku dojrzałych ryb – kiełży i kryla), szklarki, larw ochotki i czarnego komara, a także szczególnie łakomie wciąganych pierścienic (wazonkowców). Niektórzy doświadczeni hodowcy serwują swoim podopiecznym małe dżdżownice, ale jest to posiłek do tego stopnia suty
i obfity, że należy go stosować powściągliwie i na własną odpowiedzialność. Ku radości bocji można natomiast od czasu do czasu podać im dobrze przepłukane rureczniki – pod tym wszakże warunkiem, że robaki pochodzą z zamkniętych hodowli komercyjnych. Na przemian z surowymi proteinami należy ryby karmić wartościowymi i wieloskładnikowymi płatkami. A jako uzupełnienie jadłospisu doskonale sprawdzają się świeże lub sparzone warzywa z upraw ekologicznych: ogórek
w plasterkach, pokrojona cukinia, pozbawiony łusek i ugotowany groszek, a także owoce – np. arbuz i banan. Idealny jest shrimp-mix, czyli odżywcza i bezpieczna mikstura wykonana na bazie krewetek koktajlowych, zielonego groszku i spiruliny.
Nirwana
8-13-centymetrowe bocje są, jako się rzekło, żywiołowe. Ochoczo i zwinnie pomykają po całym zbiorniku. Często kołują i skaczą – właśnie dlatego akwarium powinno być szczelnie przykryte. Szczególnie w nocy czas upływa im na upojnych, niezmordowanych harcach i zdumiewających gimnastycznych akrobacjach (z powodu „krotochwilnego” charakteru i nieustannej wręcz gotowości do zabawy bocja wspaniała nazywana jest po angielsku Clown Loach).
Nierzadko można zaobserwować, jak napływając na frontową szybę akwarium, ryby te sytuują się
w piętrowym szyku i plasują jedna nad drugą i druga nad trzecią. Podobnie pogrążają się we śnie, wspólnie wybierając dogodne, ustronne miejsce pośród dekoracji. Sygnałem zbliżającej się drzemki, która przypomina rodzaj odrętwienia, jest charakterystyczne chwianie się i kolebanie się na boki. Ryby przechylają się coraz mocniej, mocniej, mocniej – a w końcu kładą się pokotem, czasami zaś jedna na drugiej i – ciasno teraz do siebie przytulone – zapadają w głęboki sen. Ten niesamowity zwyczaj gremialnego pogrążania się w letargu, z którego bocje bynajmniej nie dają się błyskawicznie wytrącić, wykorzystywali ich dawni indonezyjscy poławiacze. Otóż w miejscu przebywania i żerowania ryb kładli na dno puste pędy bambusa (rurki), by po jakimś czasie wyciągać je pełne ryb. Obecnie proceder ten jest zabroniony, gdyż Chromobotia macracanthus została w swojej ojczyźnie objęta ochroną gatunkową. Ale i dziś w domowym zbiorniku łatwiej jest wyciągnąć je śpiące wewnątrz dekoracji (np. wraz z grotą), niż schwytać te nader ruchliwe zwierzęta, rozpaczliwie operując wśród roślin i korzeni siatką do ryb.
Opublikowano w Magazynie Akwarium nr 1/2012 (114)